Po trzech dniach pobytu w centralnej wiosce udajemy się do Ambavaha, małej wioski na skraju drogi. Wprawdzie to tylko kilka kilometrów na piechotę, ale piekielny żar leje się z nieba i wyciska z naszych ciał ostatnie litry wody. To jest główna różnica między misją na wschodnim wybrzeżu a tu na północy, w głębi wyspy. Gorąc nie do zniesienia.
W wiosce czeka na nas około 20 osób. Na szczęście jest tu już katechistka, która w niedzielę gromadzi wokół siebie kilka osób. To już bardzo dużo jak na realia w tym regionie. W tej grupie są zaledwie 3 osoby ochrzczone. Reszta przyszła by posłuchać misjonarzy.