Czytelnia

O świecie w kontekście misji

Nowa Ewangelizacja w rosyjskim Znamieńsku

W nowej rosyjskiej rzeczywistości, decyzją Dumy postanowiono oddać obiekty sakralne wyznawcom religijnym, ale ten kościół potraktowano jako budynek użytkowy (po warsztatach szkolnych), więc zamierzano sprzedać go prywatnemu nabywcy, który chciał tutaj ulokować hotel z restauracją, sauną oraz różnymi rozrywkami.

Ani sprzedawca (Rada miejska), ani kupiec podobno nie mieli żadnych oporów, ani jakichkolwiek zahamowań moralnych, że przecież to świątynia Boża i że praktycznie stoi na cmentarzu grzebalnym... Później mer miasta postanowił wystawić kościół na aukcję za niebotyczną ceną startową ośmiu milionów rubli, na pewno zdając sobie sprawę z tego, że nikt za tę ruinę w prowincjonalnym miasteczku takich pieniędzy nie da. Deputowani zaskarżyli to nierozsądne postanowienie i prokurator w pełni podtrzymał zażalenie. (...)

 

Pierwsi Apostołowie tutejszej ziemi

Kościół katolicki na terenach Rosji nadbałtyckiej, w dzisiejszym Obwodzie Kaliningradzkim, ma swoją długą, ponad 1000 letnią historię, sięgającą swoimi korzeniami czasów świętego Wojciecha, który pod koniec X wieku udał się na te ziemie, między plemiona pruskie, z misją przekazania im wiary Chrystusowej. Tutaj też, według jednej z tradycji w Tenkitach w rejonie dzisiejszego Bałtyjska, zginął śmiercią męczeńską w 997 roku. Tak zakończyła się pierwsza wyprawa misyjna na ziemie dawnych Prusów. 

Minęły aż dwa długie wieki, zanim podjęto nowe próby chrystianizacji wschodnich terenów nadbałtyckich. Gdy przybyli w tym celu zakonnicy cystersi i wznowili działania misyjne, wielu potomków tamtych opornych i agresywnych, bez większego oporu przyjęło chrześcijaństwo. W 1210 roku ziemiach tych ustanowiono nawet arcybiskupstwo, a arcybiskup Kietlicz otrzymał od papieża Innocentego III uprawnienia legata papieskiego na całe Prusy. Jednak ci, którzy nie przyjęli nauki Chrystusowej, czyli poganie pruscy, będący tu w większości, zaczęli tępić neofitów i prześladować misjonarzy. W swej zaciekłej nienawiści przeganiali ich aż na teren polskich ziem. Papież Honoriusz III w 1222 roku zorganizował krucjatę przeciw nim, w której brało udział rycerstwo polskie i polscy biskupi. Rok później, gdy krucjata została powtórzona, umocniło się panowanie Polski w Ziemi Chełmińskiej,  będącej głównym oparciem dla biskupa pruskiego i jego ważnej misji.

Mimo to, pokonani Prusowie nieustannie zagrażali ludności polskiej zamieszkującej pogranicze. W roku 1226 książę mazowiecki Konrad, w celu obrony ziem polskich przed napadami Prusów sprowadził zakon Rycerzy Niemieckich Najświętszej Maryi, zwany w Polsce Krzyżakami i darował im Ziemię Chełmińską, gdzie w bardzo krótkim czasie zadomowili się. Od roku 1230 Krzyżacy włączyli się w misję pruską na większą skalę, jednak było to nawracanie przy użyciu siły z jednoczesnym podbojem całych połaci Prus. Rycerze z krzyżem na płaszczach dosyć szybko zaczęli umacniać swoją obecność w Prusach, budując zamki i świątynie. W ponad 700 letniej historii tych terenów było zbudowanych ponad dwieście kościołów. Najstarsze z nich datowane są na XIII i XIV wiek. Pierwszą świątynią, której budowę rozpoczęto w 1260 roku, był kościół postawiony w forcie obronnym Velove, który Prusowie jako pierwotni gospodarze tych ziem wznieśli w widłach dwóch rzek: Pregoły oraz Łyny. Także Krzyżakom miejsce to wielce się spodobało, gdyż jeszcze przed budową kościoła, tutaj usytuowali swój zamek oraz gród.

 

Velowa-Welawa-Wehlau-Znamiensk – trochę historii

Na terenach obecnego Znamieńska pierwsze ziarna Ewangelii siali Krzyżacy. Po przegranej przez nich wojnie trzynastoletniej, którą toczyli z Polską za czasów króla Kazimierza Jegiellończyka, gród wprawdzie nadal był w ich władaniu, ale państwo krzyżackie zostało okrojone. Północne Powiśle i część Warmii zachodniej w 1466 roku wcielono do Korony, jako Prusy Królewskie. Reszta ziem, wraz z przeniesioną stolicą z Malborka do Królewca, została przy Krzyżakach jako Prusy Zakonne, które od roku 1466 roku stały się lennikiem Polski. Fort Velove przyjął wtedy polską nazwę Welawa. 

Wkrótce przez zachodnią i północną Europę przetoczyła się fala reformacji, zainicjowana przez Marcina Lutra. Nowe prądy bardzo szybko się rozprzestrzeniały i chociaż trudno w to uwierzyć, to zmianom tym sekundowali nawet krzyżaccy zakonnicy, którzy przecież przez wieki z impetem nawracali na katolicyzm pogański pruski lud. Kiedy więc w 1525 roku ostatni mistrz krzyżacki, Albrecht, przeszedł na luteranizm, państwo krzyżackie przestało istnieć. Albrecht rozwiązał Zakon krzyżacki a Prusy Zakonne przekształcił w świeckie państwo protestanckie, ogłaszając się księciem dziedzicznym. Odtąd nosiło ono nazwę Prus Książęcych albo Księstwa Pruskiego, nadal pozostając lennem sąsiedniej Polski.

Tak było aż do roku 1657, kiedy to po potopie szwedzkim na mocy traktatów welawsko-bydgoskich, Księstwo Pruskie uniezależniło się od Korony Polskiej, która wkrótce zupełnie utraciła je na rzecz Brandemburgii. Wtedy polska Welawa przyjęła nazwę Wehlau... Luteranie zawłaszczyli wszystkie kościoły katolickie, toteż nieliczni katolicy mogli odprawiać swoje obrzędy religijne tylko w prywatnych domach, za co i tak byli ciągle prześladowani przez luterańską większość. Stan taki utrzymywał się przez kilka długich wieków, bo nawet kiedy Otto Bismarck zjednoczył wszystkie księstwa w jedną Rzeszę Niemiecką, Prusy i tak dominowały wśród połączonych księstw. Jako największe obszarowo i najliczniejsze demograficznie miały przywilej objęcia tronu, a zatem i ogólnej władzy przez króla pruskiego.

Mimo to, katolicy nie poddawali się i choć byli skromną mniejszością, która w Wehlau liczyła zaledwie 300 osób - w końcu XIX wieku postanowili wybudować dla siebie własny kościół otoczony terenem cmentarza grzebalnego. Większość stanowili Niemcy, lecz byli również parafianie polskiego oraz litewskiego pochodzenia. Z powodu skromnych sił oraz niewielkich środków, jakimi dysponowali katolicy, projekt świątyni był gotowy dopiero w roku 1916, lecz z powodu trwającej Pierwszej Wojny Światowej, budowę odłożono na spokojniejsze czasy. 

Powojenny czas też nie był łatwy dla znamieńskich parafian. Pomimo trudności i wielu przeciwieństw, wierzący którzy szczęśliwie wyszli z groźnej, wojennej zawieruchy, ofiarowali na budowę kościoła wszystko, co tylko mogli. I tak, powoli, krok po kroku doprowadzili swoje dzieło do szczęśliwego końca. W 1928 roku świątynia pod wezwaniem Matki Bożej Bolesnej została poświęcona, tyle że służyła wyznawcom tylko do czasu drugiej wojny.

Po zakończeniu Drugiej Wojny Światowej, znaczna część terytorium dawnych Prus wschodnich kolejny już raz przeszła w ręce nowych władców. Tym razem byli to Rosjanie, którzy tak jak nazwy innych miejscowości, przemianowali także niemieckie Wehlau na Znamieńsk.

 

Czas prześladowań

Niczym w kalejdoskopie wciąż zachodziły zmiany, ale pierwotne kościoły wybudowane przez Krzyżaków, wszystkiemu się oparły. Choć przechodziły z rąk do rąk, od katolików do luteran, to nieodmiennie pod ich dachem głoszono chwałę Bożą... ale tylko do czasu... dopóki w ślad za wyzwoleńczą armią radziecką nie przybyły zastępy komunistów, którzy za jeden z najważniejszych priorytetów swojej władzy postanowili wykorzenić wiarę w Boga i wszelkie obrzędy religijne. I tak, gdzie tylko było można, kościoły zaczęto przerabiać na fabryki, warsztaty na muzea i wielkie sale koncertowe. A gdzie nie było takiej potrzeby, kościelne budowle skazywano na zagładę. Ząb czasu, który przez stulecia nie naruszył świątyń pokrzyżackich, teraz, przez kilkadziesiąt lat obrócił je w ruinę. W Znamieńsku wszelkie burze dziejowe przetrwał jedyny, ten pierwszy kościół, który za swego patrona miał świętego Jakuba. Chociaż kilkakrotnie zmieniał swych właścicieli, ostatnio przechodząc w ręce wyznawcom prawosławia – stoi dostojny, niewzruszony nad gładkim lustrem wody. Natomiast katolicy, prawni właściciele, od wieków mogli tylko patrzeć i tęsknie wzdychać do swojego dziedzictwa.

Tymczasem nowy, zbudowany w latach międzywojennych kościół katolicki w Znamieńsku, podzielił dolę wszystkich innych świątyń w całym kraju. Zburzono wieżę, a budynek podzielono na kondygnacje, lokując w nim na kilkadziesiąt lat warsztaty szkolne. W kościelnych murach słychać było stuk młotków, zgrzyt pił, odgłos wiertarek... a na podłodze gromadzono sterty przeróżnych materiałów i przeznaczonego do demontażu sprzętu elektrycznego. Wszystko to, naturalnie miało wpływ na wygląd oraz stan budynku, który na domiar złego nigdy nie był remontowany. Kiedy więc jego stan zaczął zagrażać bezpieczeństwu i nie było pieniędzy na remont kapitalny, szkoła porzuciła kościół, który był już wrakiem budynku. Niemal natychmiast objęli go w posiadanie wandale i bezdomni. Katolikom, którzy od 90 –tych zaczęli gromadzić się na modlitwie, nie chciano jednak przywrócić ich własności. Z braku własnej świątyni, musieli zadowolić się kaplicą w wynajętej wilgotnej suterenie starego domu w mieście. I chociaż wszystko było zadbane, przytulne, uroczyste... to powietrze w tym pomieszczeniu przesiąknięte było nieprzyjemnym zgniłym zapachem... zapachem zepsutego sera, czego nie dało się nie tylko wysuszyć, ale nawet wywietrzyć.

 

Aż przyszło nowe...

W nowej rosyjskiej rzeczywistości, decyzją Dumy postanowiono oddać obiekty sakralne wyznawcom religijnym, ale ten kościół potraktowano jako budynek użytkowy (po warsztatach szkolnych), więc zamierzano sprzedać go prywatnemu nabywcy, który chciał tutaj ulokować hotel z restauracją, sauną oraz różnymi rozrywkami. Ani sprzedawca (Rada miejska), ani kupiec podobno nie mieli żadnych oporów, ani jakichkolwiek zahamowań moralnych, że przecież to świątynia Boża i że praktycznie stoi na cmentarzu grzebalnym... Później mer miasta postanowił wystawić kościół na aukcję za niebotyczną ceną startową ośmiu milionów rubli, na pewno zdając sobie sprawę z tego, że nikt za tę ruinę w prowincjonalnym miasteczku takich pieniędzy nie da. Deputowani zaskarżyli to nierozsądne postanowienie i prokurator w pełni podtrzymał zażalenie. Następnie próbowano tę nieszczęsną budowlę przekazać kościołowi prawosławnemu na działalność charytatywną, by skłócić między sobą chrześcijan tych obu wyznań. Ten perfidny fortel nie znalazł jednak zwolenników.

Na fali zwrotu obiektów sakralnych w całej Rosji, Kaliningradzka Duma Obwodowa postanowiła przekazać na własność Kościołowi prawosławnemu 15 budynków. Najciekawsze w tym może wydawać się to, że wśród nich było 5 zamków pokrzyżackich. Miejscowy biskup prawosławny Serafin logicznie wyjaśnił wszystkim wątpiącym, że Krzyżacy jako zakonnicy budowali w swych zamkach zakonne kaplice i przez to zamki stały się obiektami kultu. A skoro się znajdują na terenie kanonicznym Kościoła prawosławnego, to stanowią jego własność... Tymczasem los budynku, który powinien dawno już wrócić do katolików, ciągle był zawieszony. Dopiero po trzech latach procesów sądowych, bieganiny po wszystkich urzędach z Dumą Państwową włącznie,  po pukaniu do wszystkich możliwych drzwi możnych tego świata, znamieńscy katolicy oficjalnie otrzymali w dzierżawę budynek kościoła wraz z przyległą cmentarną działką - na 49 lat. No i zaczęło się... 

Radość miejscowych katolików nie miała sobie równej. Gdy jednak fala euforii opadła, trzeba było szybciutko z obłoków zejść na ziemię, trzeba było zadać sobie ważne pytania. Skąd wziąć pieniądze i robotników? Kto ma sporządzić projekt i przygotować teren? Skąd wziąć tak bardzo potrzebne siły do pracy bez spoczynku? Pan Bóg jednak czuwał nad tym dziełem, bo przy pomocy dobrych ludzi, przyjaciół misji z różnych krajów – z Jego błogosławieństwem – wszystko, powoli, chociaż z trudem – jakoś opanowano. 

 

Uroczystość Chrystusa Króla – Poświęcenie

Trzeba odnotować, że w samej Rosji coraz więcej ludzi pojmuje, iż tak naprawdę kraj potrzebuje Kościoła katolickiego choćby dlatego, żeby dopomóc sobie „powrócić do rodziny cywilizowanych krajów”. Wspominał  o tym niejednokrotnie nawet  prezydent Putin. Trzeba rzeczywiście mocno przymykać oczy, żeby tego nie dostrzegać.

W wigilię Uroczystości Chrystusa Króla, dnia 24 listopada o godz.14.00, arcybiskup metropolita Paweł Pezzi, ordynariusz archidiecezji Matki Bożej w Moskwie, dokonał rekonsekracji kościoła Matki Bożej Bolesnej w Znamieńsku w Obwodzie Kaliningradzkim.

Kościół katolicki w Rosji powinien być rzeczywiście mocny i gotowy dać świadectwo prawdzie, tak jak to czyni w innych częściach świata. Odzyskanie świątyni w Znamieńsku to jeszcze jedna szansa, by uczynić poważny krok na drodze do tego. Przecież tak się tu wszystko szczęśliwie układa i samo miasto - Znamieńsk, gdzie tak trudno „uprawiać mitologię” o etnicznej i wyznaniowej czystości i jedności Rosji, gdzie są werbiści, których charyzmat rodzi nadzieję, że wszystko się uda. Słowem, kolejny raz doświadczamy sytuacji przypominającej nam, że tak naprawdę losami Kościoła kieruje Opatrzność.

Mnie osobiście bardzo leży na sercu, aby ten kościól w Znamieńsku znów ożył i służył miejscowej wspólnocie, która ustawicznie rośnie. Do liczebnego wzrostu wspólnoty parafialnej w dużym stopniu przyczyniają się Polacy (potomkowie zesłańców), którzy coraz liczniej przybywają z Kazachstanu.

Historia zwrotu kościoła w Znamieńsku i entuzjazm miejscowych katolików przy jego odbudowie jest dowodem na to, że próżne są opowiadania pesymistów iż świat jest nieczuły i zły. Jakże często takie myśli burzą pokój w sercach ludzi żyjących  tu - na nieludzkiej ziemi! O tej ziemi najwymowniej świadczy fakt, że jeszcze do niedawna słowo Bóg pisało się z małej litery, a słowo rewolucja - z wielkiej; że w cerkwiach i kościołach były magazyny, publiczne toalety, bary, sale sportowe; że przewóz obrazków, Pisma Świętego i dewocjonaliów przez sowiecką granicę był traktowany jako próba propagowania... pornografii!

Ileż tej ziemi potrzeba miłości, by mogła wyzdrowieć? Czasem nawet jej własne dzieci nie potrafią tej miłości okazać. Trzeba ją ukochać nam - obcym, pomimo historycznych krzywd, o których trudno zapomnieć.

Zakładamy więc kościół. Nasze misyjne zaangażowanie nie idzie na marne. Nasze potrzeby rozszerzenia materialnej bazy świadczą, lepiej niż słowa, o sukcesie w naszej pracy. Trzy pokolenia trwała próba zepchnięcia Boga w niepamięć, i poniosła sromotną klęskę. W ciągu ponad dwudziestu lat (od 1990 roku) Rosjanie na nowo wracają do religii. W duszach jest jeszcze wiele bałaganu, a w głowach zamętu, jednak powoli, krok za krokiem, powraca i umacnia się na nowo wiara i zapomniana kościelna tradycja. 

O. Jerzy Jagodziński SVD