Czytelnia

O świecie w kontekście misji

Wiem lepiej
Fot. www.pixabay.com

Wiem lepiej

Z cyklu "Zamyślenia (nie tylko) misyjne"

Historie alternatywne. Kana Galilejska. Jakieś dwa tysiące lat temu. Wyobraźmy sobie, że na organizowane w miasteczku wesele, nie była zaproszona Matka Jezusa, ale dajmy na to, jego ciotka, Klara. Wyobraźmy sobie, że wszystko toczy się, jak powinno. Aż do momentu, kiedy po otwarciu piwniczki okazuje się, że wszystkie amfory, w których powinno znajdować się wino, są puste.

Wieść o odkryciu powoli się rozchodzi. Najpierw służący, którzy dokonali miażdżącego dla wesela odkrycia, potem starosta weselny, potem rodzice państwa młodych – po kilku chwilach krąg wtajemniczonych w katastrofę jest całkiem spory. Nerwowe spojrzenia, szukanie wzrokiem winnego całego zamieszania. I równolegle – rozkręcająca się uroczystość, goście, gwar, zapachy jedzenia. 

I głos ciotki Klary. No dokąd idziecie z tymi czerpakami? Jak to kazał wam nanosić wody? Wody? Czy ja się przesłyszałam? Jezus, poślij tych swoich nicponi, niech każdy weźmie na plecy kosz i kilka amfor, w Seforis jest ktoś, kto handluje winem, może wam sprzeda mimo późnej pory! No nie ma innego wyjścia. Zostawcie te czerpaki, Boże, kogoście tu zatrudnili. Gdzie idziesz? Przecież powiedziałam, co trzeba zrobić! Dlaczego w tej rodzinie nikt mnie nie słucha? O, wino, nawet dobre. Rozcieńczyliście resztki wodą czy co? 

Jak to dobrze, że na weselu w Kanie – tym, które znamy, nie było ciotki Klary, tylko Miriam, Matka Jezusa i że zaproszono także Jezusa i jego przyjaciół. Ciotka Klara cierpi bowiem na bardzo poważną chorobę, która niestety mimo dwóch tysięcy lat, wciąż pozostaje aktywna, jej ogniska można obserwować to tu, to tam, z różnym nasileniem objawów. Ta choroba zwie się Wiem Lepiej. 

Niestety, jesteśmy w grupie ryzyka. Wystarczy zrobić sobie test i spojrzeć wstecz, na dzień, który się kończy. Ile razy wiedzieliśmy lepiej? Jak się zachować na skrzyżowaniu, jak zorganizować pracę sklepu, w którym stoimy w ogonku do kasy czy poczty, która sprzedaje nasiona, książki i skarpetki „nieuciskowe”, ale trzeba czekać pół godziny, żeby nadać list? Ile razy wiedzieliśmy lepiej od fachowca, jak zrobić elektrykę w domu, jak wymieszać zaprawę, jak prowadzić kuchnię, jak być rektorem, prowincjałem czy proboszczem? Nasze domu pełne są wykwitów „wiedzenia lepiej”. Ja zrobiłem sobie test i powiem, że mam objawy. 

Maj jest miesiącem Tej, która nie wiedziała lepiej. Zachowywała wszystkie sprawy w swoim sercu. Kiedy przyszła pora, powiedziała tylko „róbcie wszystko, cokolwiek wam powie”, mając oczy i serce utkwione w Jezusie. Maryja przede wszystkim jest tą, która najpierw słucha. Nie tylko słyszy, jak nam się nieraz zdarza, ale słucha. I pozwala temu, co wysłuchane, przyjęte – mimo, że nie do końca może zrozumiałe, kiełkować, wzrastać i w końcu owocować. 

I to jest jedyna skuteczna terapia. Przepisuję ją sam sobie na maj, a Was czytających do niej zapraszam, dzień po dniu. Kto wie, może i nam będzie dane zakosztować wybornego wina. 

Oczywiście, nie da się tego „nie” zadekretować. Nie da się siłą i od razu wprowadzić równowagi do zaburzonego świata. Potrzebne jest to coroczne „pochylanie się”. Potrzeba też autentycznego „tak”, bo samo „nie” zamienia się po jakimś czasie w utyskiwanie, brak zapału, krytykanctwo, sieje mrok. Potrzebna jest szczypta soli wszędzie tam, gdzie dosypuje się cukru.

Wbrew wszystkim słabościom, jest to zawsze szansa. Nie na powódź krytyki, nie na polowanie na winnych tego czy owego – z nagonką lub bez. To zawsze czas na odzyskanie równowagi, na zbalansowanie „tak” i „nie”. Człowiek, który odzyskuje równowagę może w końcu skupić się nie na tym, żeby ustać. Może w końcu zobaczyć, dokąd idzie. I świadomie do tego celu zdążać, krok po kroku.

Maciej Baron SVD