Z cyklu "Zamyślenia (nie tylko) misyjne"
W czasie kwarantanny zamknięto świątynie. Kościół, a raczej jego pasterze, kapłani, biskupi i papież, zawiesili czynne głoszenie woli Boga, „który pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy” (1Tm 2,4). Wycofaliśmy się daleko za linię frontu. Wycofaliśmy się ponieważ tego chciał świat. Tak jakby wirus dotyczył wyłącznie ziemskiej rzeczywistości.
Na naszej misji, każdego wieczora modlimy się w intencji ludzi, którzy walczą na pierwszej linii frontu przeciwko koronawirusowi. Wspominamy lekarzy, pielęgniarki, służby cywilne i woluntariuszy. Na tej liście zabrakło miejsca dla kapłanów, biskupów i papieża. Po prostu nie widzimy ich na pierwszej linii frontu.
Liderzy Kościoła mówią wiele, ale nie mówią jednym głosem. A Piotr i Jan, którzy głosili, że „nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni” (Dz 4,12), odpowiedzieli przełożonym świątyni: „nie możemy nie mówić tego cośmy widzieli i słyszeli” (Dz 4,20).
Był czas, kiedy werbiści byli głosicielami Ewangelii na pierwszej linii frontu. To było kiedyś. Teraz słyszymy o wielu kapłanach i osobach zakonnych, którzy odważnie wyszyli na pierwszą linię frontu. Wielu z nich oddało życie. Dziękujemy za ich odwagę, kreatywność i wiarę w Boga.
Czy jest miejsce na głoszenie zbawienia i Prawdy w czasie pandemii koronawirusa? To w gruncie rzeczy doświadczenie życia i śmierci, błogosławieństwa i przekleństwa. Co wybrać? Kogo słuchać, aby dokonać właściwego wyboru? Bóg proponuje „wybierajcie więc życie, abyście żyli wy i wasze potomstwo” (Pwt 30,19).
Kardynał António Augusto dos Santos Marto powiedział, że koronawirusa należy rozumieć „jako wezwanie do przemyślenia naszego systemu finansowego i gospodarczego, co powinno doprowadzić do zwiększenia sprawiedliwości oraz eliminacji rażącej niesprawiedliwości między bogatą mniejszością, a większością ubogich. Koronawirus wzywa nas do troski o planetę w postaci wspierania ekologii integralnej oraz wzajemnego braterstwa”. Papież Franciszek powiedział, że „koronawirus nie jest karą za grzechy, ale głosem natury wzywającej człowieka do lepszego traktowania planety. Natura tupie nogą, abyśmy zatroszczyli się o przyrodę”.
W kontekście tak rozumianej prawdy o koronawirusie i tak odczytanego znaku czasu nie możemy oczekiwać od naszych kapłanów, osób zakonnych i biskupów tego, aby odważanie wyszyli na pierwszą linię frontu. Tam toczy się walka o życie i błogosławieństwo. Walka przeciwko śmierć i przekleństwu. Tam chodzi o człowieka, jego zbawienie i poznanie prawdy. Ekologia, ekonomia i matka ziemia mogą w tym momencie poczekać.
Uważam, że wielu liderom Kościoła zabrakło tego odważnego i prostego świadectwa, które widzimy w ewangelicznej postawie Piotra i Jana. Brakuje w Kościele proroczego głosu, który inspiruje do twórczego i odważnego szukania dróg i sposobów głoszenia zbawienia. A może koronawirus jest znakiem czasu dla Kościoła? Może jest to wezwanie do powrotu do Ewangelii, gdzie Chrystus objawia wolę Ojca (J 6,39-40) i ukazuje nam Jego oblicze (J 14,9).
Uważam, że jest to czas błogosławiony. Czas ponownego wyboru życia. Wyboru Boga, który stworzył wszystko. Jeżeli wszystko co stworzył Bóg jest „bardzo dobre”, to zadajemy sobie pytanie, komu zależy, aby to zniszczyć? Jest to Szatan, który aktem grzechu, prowadzi człowieka do wyboru i doświadczenia przekleństwa i śmierci.
Janusz Prud SVD, Filipiny
Za: Komunikaty SVD